wtorek, 25 czerwca 2013

Całkiem niedawno było tak.

Przygotowania, kalkulacje, obliczanie trasy, podróż, inspiracje, nowe miejsca, pogoda lub nie, już. Było wyczekiwane długo, równie szybo minęło.
Przeglądam fotografie i wracam tam choć na krótką chwilę. Zamykam oczy, jadę, spaceruję, kamienie pod stopami ocierają się o siebie, zimne powietrze na polikach, słońce na dłoniach.
Chwila, mój canon nic nie mówi tylko umiera.
Strach wypisany na oczach i twarzy jest prosty: teraz, dlaczego, ale jak.
Więcej do dnia dzisiejszego się nie włączył.
Zawożę go do lekarza, czekam na diagnozę.
W głowie myśli, żeby tylko go uratowali.
Naprawdę dużo czasu spędziliśmy razem, wiele miejsc dzięki niemu nadal mogę oglądać, nie tylko w głowie.
Czekam.
Ciasto z truskawkami, pyszne, ciepła kawa, po oknie ścigają się krople deszczu, wieje, pada od wczoraj.
Plany, terminy, czas, kawy. Czerwiec.





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz