wtorek, 24 września 2013

Mobilny 18 tydzień-wyróżnienie

Kolejny, już czwarty raz moje zdjęcie zostało wyróżnione w Mobilnym Tygodniu.
Dziękuję grupie Mobilnych.

Warszawa

Przesiadka z czterech kółek na kilkadziesiąt, mało wygodne siedzenia, ogrzewanie (zawsze spotykam w upalne dni:)), Panowie w kamizelkach rybackich pachnących molami, oczywiście PKP. Ale szybciej i taniej! Warszawa wita. Lubię to, że nawet jakbym ubrał się w worek po ziemniakach nikt nie zwróci na mnie uwagi. Dużo ludzi. Duże miasto. Widzę je tylko w tv. Spotkanie po latach ze Starą, ale Dobrą współlokatorką, wieczorem TOP GEAR Live. Dobre jedzenie, kilka gwiazd z TV mijam na ulicy, dziwne, ale reakcja ludzi normalna. Wieczorna Warszawa, winko w Karmie, metro na Tarchomin, nocne krokiety, ciężki poranek, pkp do Poznania. Warto...






























piątek, 20 września 2013

Opuszczone sztolnie Góra Dzikowiec

Panorama porośniętego lasem masywu Dzikowca przesuwa się przed oczyma pasażerów jadącego zwykle w żółwim tempie pociągu z Wałbrzycha do Jeleniej Góry. To tajemnicza góra, o Której od lat krążą legendy. W żółwim też tempie trwa wyjaśnianie tych tajemnic. Ostatnio jednak pojawiło się światełko w tunelu...
Przed laty, jeszcze w czasach Polski Ludowej, Jan Grodzicki zeznał przed prokuratorem Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich we Wrocławiu, że z obozu koncentracyjnego Gross-Rosen został wraz z grupą więźniów przewieziony do podobozu w Fellhammer.
- Zapędzono nas - mówił- do drążenia sztolni na północnym stoku góry Dzikowiec na wysokości źródła tryskającego prosto ze skały. Najpierw wbijaliśmy się w głąb góry na odległość około dwustu metrów, a następnie wykuwaliśmy coś w rodzaju labiryntu na dwóch poziomach. Przy czym, aby nikt z nas nie zapamiętał rozmieszczenia tych sztolni, przerzucano nas z poziomu na poziom.
Wspomniana przez Grodzickiego góra Dzikowiec do 1945 roku nosiła nazwę Wildberg, a Fellhammer to dawna nazwa Kuźnic Świdnickich, dzisiaj części Boguszowa Gorców — miasta leżącego tuż obok Wałbrzycha.
W wydanym w 1984 roku tomiku „Ekspresu reporterów" dziennikarz Wacław Dominik w reportażu "W poszukiwaniu skarbów" pisał, że na północnym stoku Dzikowca, na wysokości 652 metrów nad poziomem morza, wypływa ze skały tak zwane Rycerskie Źródło. W 1941 roku od tego źródła więźniowie filiiGross-Rosen rozpoczęli drążenie sztolni.
Nie ulega wątpliwości, że Dominik opierał się na relacji Grodzickiego, ale nie zadał sobie trudu jej zweryfikowania. W 1941 roku obóz koncentracyjny Gross-Rosen nie posiadał ani jednej filii. Pierwszą, nazywaną obozem pracy (Arbeitslager), utworzono w 1942 roku. Był to AL Breslau-Lissa (Wrocław-Leśnica). Cztery kolejne filie Gross-Rosen powstały w 1943 roku, a sieć podobozów komendantura tego dolnośląskiego obozu koncentracyjnego rozbudowała dopiero w 1944 roku. W Fellhammer od 1943 roku funkcjonowały zwykłe obozy pracy dla jeńców wojennych, których zatrudniano w kopalniach wałbrzyskich. Byli to jeńcy radzieccy, angielscy i w końcu także włoscy. Nie było - jak widać - Polaków. O czym zatem mówił Jan Grodzicki? A może pomylił lata? Od lat w środowiskach dolnośląskich eksploratorów krąży opowieść o tajemniczym konwoju ciężarówek, w ostatnich dniach drugiej wojny światowej krążącym w okolicach Waldenburga (Wałbrzycha). Szesnaście wypełnionych nieznanym ładunkiem samochodów ekskortowali uzbrojeni po zęby esesmani z Waffen SS. Eksploratorzy zaklinają się, że przed laty rozmawiali z żyjącymi jeszcze dawnymi mieszkańcami okolic Waldenburga, którzy pamiętali, iż na początku maja 1945 roku na trasie przejazdu ciężarówek esesmani siali terror, nie pozwalając w tym czasie nikomu wychodzić z domów i wyglądać przez okna. Po raz ostatni ciężarówki widziano ponoć w Hermsdorfie (Sobięcinie, od 1951 roku dzielnicy Wałbrzycha). Stamtąd konwój miał bocznymi drogami dojechać do masywu Dzikowca, gdzie samochody ukryto w jednej z wykutych w tej górze sztolni, którą następnie zamaskowano poprzez wysadzenie w powietrze wjazdu do niego. Opowiadający tę historię nie potrafią odpowiedzieć, skąd Niemcy w ostatnich godzinach wojny dysponowali aż szesnastoma sprawnymi ciężarówkami i skąd zdobyli do nich paliwo. Gubią się też w przebiegu trasy, którą rzekomo miały przejechać samochody.
Coś mi się wydaje, że ten, który wymyślił tę historię, w ogóle nie orientował się w topografii południowo-zachodnich okolic Wałbrzycha. Nie wymyślono jednak samego Dzikowca i wykutych w jego zboczach sztolni, chociaż co do ich liczby nie ma już zgody. Mieszkańcy Boguszowa Gorców, zwłaszcza dawnych Kuźnic Świdnickich znają przede wszystkim Sztolnię Rycerską na pomocnym stoku Dzikowca Wielkiego, która to sztolnia jest starym ujęciem wody dla Kuźnic. Jednak w jej pobliżu mają znajdować się inne wyrobiska. I to wykute podczas drugiej wojny światowej.
- Znam jeszcze dwie sztolnie — powiedział mi w lipcu 2005 roku jeden z młodych mieszkańców Boguszowa Gorców. — Jedną ktoś nazwał „sztolnią z wagonikiem"  i tak już zostało. Bardzo trudno na nią trafić. Ta sztolnia została kiedyś zawalona, ale ją odkopano, lecz w górnej części zawału. Powstała szczelina o wysokości mniej więcej pól metra, przez którą trzeba się wczołgać do środka. Początkowy odcinek sztolni jest zalany; tam też znajdują się resztki wagonika górniczego. I stąd nazwa. Po około 35 metrach sztolnia kończy się zawałem, w który wchodzi torowisko kolejki. Druga to "sztolnia nad stawami". Ma około 60 metrów długości i również kończy się zawałem. Jeszcze w czasach szkolnych z kolegami ją penetrowałem, ale od tego czasu tam nie byłem.
— Na Dzikowcu byłem kiedyś na wagarach — dodał nieco starszy kolega pierwszego rozmówcy. — To była końcówka lat 80., piękna jesień. Leśnymi dróżkami wałęsałem się bez celu, aż w pewnej chwili usłyszałem „szwargotaninę". Trzech mężczyzn, dwóch starszych i jeden młodszy; stało nad kamieniem i rozmawiało po niemiecku. Nie wiem o czym, bo dobrze nie znam tego języka. A poza tym stałem w pewnej odległości i nie wszystko słyszałem. Mężczyźni mieli ze sobą jakiś sprzęt, ale na pewno nie były to wykrywacze metalu. Na kamieniu zaś leżały mapy lub plany. Gdy jeden z mężczyzn odwrócił się w moim kierunku, uciekłem. Pewnie mnie nie zauważył, ale strachu się najadłem. Wiosną następnego roku próbowałem odszukać to miejsce. Niestety, nie udało się. Później dałem sobie z tym spokój. Fantazje ludzi, którym - w celu rozwiązania języków - postawiłem piwo? Chyba nie.
Od kilku lat pracownicy Państwowego Muzeum Gross-Rosen wiążą masyw Dzikowca z hitlerowskim przedsięwzięciem o kryptonimie „Riese". Pod nim właśnie ukryto budowę dolnośląskiej Kwatery Głównej Fuhrera (FHQ). Powstawała ona w Górach Sowich, w okolicach Walimia, Głuszycy i Jugowic. Czy jeden z kompleksów tej częściowo podziemnej kwatery władz państwowo-wojskowych Trzeciej Rzeszy zaprojektowano w odległości około 25 kilometrów od sowiogórskiej Osówki, uważanej za centralny punkt FHQ „Riese"?
„Wizja lokalna - pisał Dariusz Korólczyk w specjalnym wydaniu miesięcznika „Odkrywca" w 2006 roku - określiła zakres wykonywanych tam [czyli na Dzikowcu przyp. L. A.] prac, które nie odbiegają od tych znanych w Górach Sowich. Najważniejsze jest tutaj chyba to, że prace wykonywano niemal równocześnie z tymi w RIESE. Rozpoczęto kucie sztolni, wykonywano platformy ziemne i inne nieznane obiekty ". Korólczyk zwrócił też uwagę na znajdujący się w pobliżu tunel o długości 260 metrów, przebity w 1877 roku podczas budowy linii kolejowej z Fellhammer do Friedlandu (Mieroszowa) i dalej do Austro-Węgier. Tunel ten zdaniem Korólczyka - „mógłby być wykorzystywany jako schronienie dla pociągu sztabowego, co jest niewątpliwym atutem tego miejsca". Być może ta hipoteza będzie kiedyś podstawą do wyjaśnienia wojennych tajemnic masywu Dzikowca.
Źródło: www.dzikowiec.info

Dziś przeglądając zdjęcia jestem podkręcony. Pierwszy raz byłem w sztolniach. Kask na głowie, to podstawa wejścia w takie miejsce. Nie przyzwyczajony do wystających z sufitu skał, cały czas jako jedyny obijałem je kaskiem. Czołganie, schodzenie w dół w wąskich korytarzykach, podawanie sobie aparatu, kapiące na kask krople, ręce, twarz i całe ciuchy były czerwone, polepione czerwoną gliną. Po wyjściu przez dobrą godzinę byłem nabuzowany adrenaliną. Z jednej sztolni zrezygnowaliśmy. Mój przewodnik Grzegorz, wczołgał się do małego otworu w skale i posypały się kamienie. Wyciągałem go za wystającą rękę. Stanął wyprostowany, przetarł czoło i z uśmiechem na ustach powiedział: chyba odpuścimy: dla Ciebie na początek, to za dużo. 











wtorek, 17 września 2013

Dolny Śląsk

Wróciłem z gór w niedziele wieczorem , a dopiero dziś mam chwile, żeby coś napisać.
Krótsza droga nie zawsze jest tą najkrótszą. Chciałem zaoszczędzić 50 km, a jechałem 1h dłużej niż zwykle.
Kurtki, buty górskie, plecaki, rękawiczki przydają się nawet jesienią.
Padający dwa dni deszcz nie zniechecił mnie do zdobycia 900m.n.p.m szczytu, ale suche miałem tylko buty.
Km wyszło dokładnie 946.
Skład: 3 osoby+pies.
Zaliczone: szyby kopalniane, szczyt 900m, kilka miasteczek, miast, Czechy.
Strat: zero.
Przewodnik: Kolega, miejscowy.
Godny polecenia rejon Polski, który odwiedzę jeszcze zimą.