poniedziałek, 24 marca 2014

Opuszczona kopalnia soli. Wapno


   Kopalnia Soli im. Tadeusza Kościuszki w Wapnie, przez lata największy zakład przemysłowy Pałuk, jedyny zakład górniczy regionu, przeszedł do historii.   Dziś czas zaciera ślady po największym w latach 1950 – 1965 producencie soli kamiennej w Polsce, bezpowrotnie zniszczonym przez żywioł wodny w sierpniu 1977 r. Wtedy to wielu wapieńskich górników opuściło górnicze pałuckie Eldorado na zawsze.  Przez dziesięciolecia życie Wapna i jego mieszkańców było podporządkowane Kopalni. Wszystko w rytmie zegarka: szychta, wycie kopalnianej syreny, wiercenie, strzały, załadunek, wywóz urobku na powierzchnię, przeróbka na odpowiednie granulaty, załadunek na wagony, transport w świat.
  O życiu Wapna i Kopalni każdego dnia przypominały nieustannie kręcące się koła wież wyciągowych i dźwięki kopalnianej syreny.
Jeden dzień w roku był w Wapnie dniem wolnym od pracy. Był to dzień patronki górników – św. Barbary przypadający 4 grudnia. Wtedy to kopalniana orkiestra dęta, strojna w piękne galowe mundury i pióropusze, dawała na ulicach Wapna prawdziwy kunszt muzyczno-marszowy. Tego dnia do Wapna zjeżdżały czołówki oficjeli rządowych, I sekretarze PZPR, ministrowie, przedstawiciele Związków Zawodowych, delegacje z bratnich kopalń soli z kraju i zagranicy. Nie brakowało też czołówki ówczesnej polskiej estrady. Słychać było słowa i dźwięki górniczego hymnu „
Górniczy stan, hej niech nam żyje!” Były liczne ordery, odznaczenia i dyplomy dla przodujących pracowników Kopalni. Oczywiście był też obowiązkowy deputat w postaci ćwiartki wódki dla każdego pracownika, bułki, kiełbasa. Była też tradycyjna górnicza zabawa do białego rana.
A już 5 grudnia Kopalnia ożywała.
A JEŚLI PRZYJDZIE CZAS PODZIEMNE ŻEGNAĆ GÓRY I DZWONKA DŹWIĘK JUŻ OSTATNI RAZ ODEZWIE SIĘ PONURY”
  Te słowa towarzyszyły górnikom każdego dnia szychty, każdemu zjazdowi aż do pamiętnej nocy z 4 na 5 sierpnia 1977 r., do godziny 1
15, gdy na skutek katastrofy na zawsze przestały się kręcić koła wież wyciągowych. Dla górników skończył się dramat kilkuletniego ratowania podziemi Kopalni przed zagładą. Przegrali nierówną walkę z naturą. Wtedy, gdy Kopalni zagrażało niebezpieczeństwo na pewno zadawali sobie pytanie: czy to możliwe, żeby tyle wysiłku miałoby pójść na marne? Tu, gdzie ich poprzednicy i oni sami tworzyli zaczątki górniczej tradycji, gdzie poświęcili pół życia, nagle wszystko miałoby się zmarnować?   Każda katastrofa każdej Kopalni oznacza dla górnika osobistą i rodzinną tragedię. On musi ufać jej, począwszy od codziennego zjazdu w podziemia po wyjazd na powierzchnię. Musi wiedzieć, że w domu czekają nań bliscy, żona, dzieci. On podczas każdej szychty, podczas fedrunku igra z wyższymi siłami natury, oni w domu nań czekają. O tym wie każdy górnik.
   Czy opuszczając III poziom Kopalni w nocy z 4 na 5 sierpnia 1977 r. ludzie podążający na powierzchnię naprawdę zdawali sobie sprawę, że to już kres Ich Kopalni?, że niebawem ich koledzy, znajomi, przyjaciele pogrążeni w głębokim śnie odczują na własnej skórze skutki awarii? Czy w tych chwilach zdawano sobie sprawę, że odtąd nikt nie zobaczy już piękna podziemi wapieńskiej Kopalni, które od pamiętnej sierpniowej nocy 1977 r. pozostawać będzie jedynie w pamięci z każdym rokiem ubywających ludzi, którzy zjeżdżali tam co dzień w trzęsącej się „skipklatce”.
   Czy kładąc się spać jeden z długoletnich byłych pracowników Kopalni spoglądając wieczorem na dachy garaży mógł przypuszczać, że ich już nigdy nie zobaczy?, czy wezwany nad ranem do Kopalni przez dyrektora I Sekretarz KG PZPR zdawał sobie sprawę, że niebawem wielu jego znajomych, sąsiadów, przyjaciół opuści Wapno na zawsze?, czy podążając na ranną szychtę nadgórnik przypuszczał, że zostanie zatrzymany już na wysokości ulicy Staszica i od kolegów dowie się, co wydarzyło się minionej nocy, czy wezwany nad ranem z Wągrowca do Wapna naczelnik gminy przypuszczał, że niebawem przyjdzie mu być świadkiem przesiedleń setek mieszkańców jego gminy, czy monter maszyn i urządzeń górniczych pod ziemią, który 19 lat swojej pracy spędził pod ziemią, który rankiem, jak zwykle przyjechał na ranną szychtę zdawał sobie sprawę, że aż do emerytury zostanie pracownikiem powierzchniowym? Każdy pracownik miał w tym czasie podobne rozterki. I tak jak przez lata, także i wtedy każdy członek załogi, każdy członek jego rodziny pośrednio lub bezpośrednio spoglądał na Kopalnię.   Nad Wapnem nie górują wieże szybowe, nie kręcą się koła wież wyciągowych, jedynie wehikuł czasu popycha swoje koła do przodu, skutecznie i nieubłaganie wytrącając z pamięci nielicznych już żyjących byłych wapieńskich górników wydarzenia, których byli świadkami. A każdy z nich stanowił większy czy mniejszy trybik kopalnianej machiny. Tu przeżywali swoje sukcesy i porażki. Tu też balansowali na granicy życia i śmierci. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w historii Kopalni nie odnotowano zbyt wielu poważniejszych wypadków.    W 1977 r. w Wapnie skończyła się pewna epoka. Pozostawało pytanie: Jak dalej potoczy się życie Wapna bez Kopalni?, czy w ogóle Wapno będzie istnieć nadal i co z niego pozostanie? Jak otucha brzmiały wtedy słowa „Wapno żyje i żyć będzie!”. Klęska żywiołowa ogłoszona w roku katastrofy nie zniweczyła nadziei mieszkańców na dalsze istnienie osiedla.   Rozpoczęła się nowa epoka w życiu Wapna: osiedla z walącymi się domami, porwane tory kolejowe, zapadające się ulice.    W nową epokę Kopalnia wkraczała zatapiana wodą z Jeziora Czeszewskiego, okaleczona kikutami zdemontowanych wież szybowych i urządzeń górniczych. Najwyższym budynkiem zakładu pozostał dawny, 6-kondygnacyjny młyn solny. W planach majątek naziemny Kopalni już w niedługim czasie miał zostać przeprofilowany na nową, pozagórniczą działalność. Wkrótce, w 1978 r.,  do pozostawionej nazwy Kopalnia Soli dodano Zakłady Remontowe. W późniejszym okresie nazwa zakładu brzmiała: Kopalnia Doświadczalno-Produkcyjna i Zakłady Remontowe im. Tadeusza Kościuszki w Wapnie. Profilów działalności zakładu było kilka: likwidacja szkód górniczych wywołanych przez katastrofę z 1977 r., analiza wpływu zatopienia podziemnych wyrobisk na dalsze życie osiedla, badania dotyczące możliwości eksploatacji gipsu na terenie „Gipsiaka”, remonty cystern do przewozu siarki i cementu.    Po 1977 r. wagony z wapieńską solą ustąpiły miejsca wagonom-cysternom, najpierw do przewozu płynnej siarki, później cementowym i innym. Aby uniezależnić się od warunków atmosferycznych obok dawnego młyna solnego wybudowano halę remontową, rozbudowano bocznicę zakładową dostosowując ją do nowych potrzeb. Wybudowano ciąg technologiczny do produkcji różnych gatunków gipsu sprowadzanego z zewnątrz.
W takim stanie zakład przetrwał do początku lat 90-tych. Choć nie zatrudniano już tylu pracowników co dawniej, to i tak był on największym zakładem przemysłowym najbliższej okolicy.
    W 1990 r. po 16 latach pracy w Wapnie odszedł na emeryturę ówczesny dyrektor naczelny, niedługo po nim zastępca dyrektora do spraw technicznych.     W 1991 r. w wyniku transformacji ustrojowo-gospodarczych polegających na przekształcaniu przedsiębiorstw państwowych całość zakładu decyzją ministerialną postawiono w stan likwidacji. Likwidatorem przedsiębiorstwa został ówczesny dyrektor, którego głównym zadaniem było spłacanie narastających w ciągu lat wierzytelności zakładu. Kopalnia stopniowo przestawała dotować instytucje działające na terenie Wapna przekazując je pod opiekę gminy. Następnym etapem było stopniowe pozbywanie się majątku zakładu.    Z czasem likwidatora zmienił syndyk masy upadłościowej, który  rozdysponował pozostały majątek i nieruchomości.    Kiedy w grudniu 1998 r. Kopalnię Doświadczalno-Produkcyjną i Zakłady Remontowe im. Tadeusza Kościuszki w Wapnie wykreślano z rejestru przedsiębiorstw pracowało w niej jeszcze 12 pracowników.   Po całkowitym zlikwidowaniu Kopalni jako zakładu, w jej naziemnych, przez lata nie zagospodarowanych, nie używanych, nie ogrzewanych  i nie remontowanych budynkach zaczęła następować stopniowa dewastacja. Części budynków grozi katastrofa budowlana.     Tak wygląda Wapno dziś. A ludzie? Spośród wielu dawnych białych górników wielu jest na emeryturach, na rentach, a także już na cmentarzach. Wielu z nich opuściło Wapno na zawsze w 1977 r., inni, którzy przetrwali na terenie zakładu aż do jego całkowitego upadku, musieli dostosować się do twardych warunków dyktowanych przez współczesne prawa ekonomiczne. Nie wszystkim się udało.
Przez lata miejscowa Kopalnia Soli odgrywała dużą rolę w życiu lokalnego środowiska. Przez cały okres swego istnienia była największym i jedynym zakładem przemysłowym Wapna i okolicy. Dawała zatrudnienie kilkuset osobom i utrzymanie wielu rodzinom. Znaczna część zabudowy Wapna powstała z inicjatywy i funduszów tego przedsiębiorstwa. Z działalnością zakładu łączyło się życie kulturalne miejscowości. Finansowała ona i organizowała wypoczynek dla swoich pracowników i ich rodzin.
     Żyjących byłych pracowników Kopalni do dziś łączy jedno: przywiązanie do tradycji górniczej. Dziś są to dla Nich sentymentalne powroty do wspomnień, czasów dawno minionych, czasów młodości spędzonej w mrocznych czeluściach zatopionej Kopalni.
     Z każdym rokiem ubywa niestety nielicznych już świadków okresu przedkatastrofalnego byłych białych górników i ich rodzin, dziś często rozproszonych i zasymilowanych już z nowymi środowiskami.
     Zadać można pytanie: czy ktoś z pokolenia pokatastrofalnego, które zaczyna dzierżyć prym życia w Wapnie potrafi sobie wyobrazić czym dla Wapna  i okolic była miejscowa Kopalnia?      Być może praca ta w pewnym stopniu przybliży młodszemu pokoleniu zarys dziejów jedynego na Pałukach zakładu górniczego, u starszego pokolenia wyzwoli zaś chęć wspomnień.
M. Lisiecki,
"Kopalnia Wczoraj i Dziś" 

 
Tekst i Fotografia na pocztówce kiedyś. Źródło: kopalnia Wapno
Link do zdjęć po katastrofie w 1977 roku: zdjęcia po katastrofie



















Od lewej:



Foto:

Foto:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz